Codzienności

Święci Świętych...

A to kłopot z koncertem Madonny, a to kłopot z wypowiedzią mojej Ziomalki i ogólnie wszelka dyskusja na temat świętości jaka się rozpętała, bo to urażonych i dotkniętych nawychodziło jak po deszczu.

Sam jestem w tych 95% większości katolickiej, bo to jak człowiek rodzi się, to zbyt wiele nie ma do powiedzenia i już wskakuje automatycznie w ową większość  i potem jakoś to leci od niedzieli do niedzieli, od ślubu do pogrzebu itd. Ale nigdy mi nie przyszło do głowy, żebym miał wyśmiać kogoś kto ma inaczej, ani nawet nie przyszło mi do głowy, żeby go mniej lubić, czy ubliżać mu. I nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby czuć się dotkniętym i urażonym, gdy ktoś wypowiada swoje zdanie na temat co myśli o tym co ja czuje i w co wierzę. Jeśli jest to kogoś świadoma prowokacja – to tym bardziej, a jeśli nieświadoma, to świadczy tylko o jego wychowaniu, kulturze osobistej itp., więc o czym tu dyskutować?  I po co się w takiej sytuacji urażać i dotykać głęboko, no chyba tylko po to, żeby mieć swoje 5 minut obok innego oszołoma.

Pewnie ktos zaangażowany odpowiednio powie, że w takim razie, gdy będziemy milczeć czeka nas zapomnienie, zdziczenie i utrata korzenia narodowego, albo chrześcijańskiego. A mnie się to kojarzy z taką prostą zasadą wychowywania dzieci przez SuperNianię: jak nie będziemy zwracać uwagi, to dzidziuś  nie będzie miał widza i słuchacza i sie uspokoi. Bo przeciez tu o słuchacza idzie...

No to Miłości Wszystkim życzę.